Jednym z moich ulubionych miejsc w Gdyni jest wejście do
portu obok dworca morskiego. Pamiętam dokładnie jak trafiłam tam pierwsze raz i
jakie wywarło na mnie wrażenie. I
właśnie tam, na przystanku autobusowym zobaczyłam plakat „zbieramy na cycki,
włosy i dragi” z dwiema młodymi, łysymi kobietami. Szokujące, ale jakże trafne.
Zaintrygowało mnie, znalazłam informacje o fundacji. Chyba pierwszy raz ktoś
mówił o raku bez patosu i umartwienia. Kobiety chorują, walczą z różnym
skutkiem. Ale są kobietami. Potrzebują w tym wszystkim normalności. Chcą czuć
się kobieco. Potem było dokument i książka – Magda, miłość i rak. Całkiem nowe
dla mnie spojrzenie.
Miałam doświadczenia z tą chorobą w rodzinie. Ale one były
całkiem inne. Rozpacz, beznadzieja, tajemnica, pustka i straszna samotność.
Jest to jedno z najgorszych wspomnień.
3 lata temu mój tarczycowy lekarz zbladł jak mnie zobaczył
po dłuższej nieobecności. Zawsze pogodny, rozgadany starszy pan, stał się
małomówny i śmiertelnie poważny. Byłam u niego w czwartek wieczorem, a już w
piątek rano czekał na mnie ordynator w szpitalu, aby zrobić biopsję. To był
koniec kwietnia. Od razu ustalili termin operacji na początek czerwca. Ten
miesiąc pomiędzy był dziwny. Starałam się zachować jak najwięcej normalności i
robić wszystko jak zawsze. Pamiętam z tego okresu bardzo dużo. Musiało być ciepło,
bo pływaliśmy w jeziorze ze znajomymi. Poznałam wtedy Brzeźno i jedyne miejsce,
z którego widać zachód słońca nad morzem. Nauczyłam się jeździć na rolkach.
Nikt nic nie wiedział. Dopiero przed samym wyjazdem na operację powiedziałam
kilku osobom, że mnie nie będzie i jakiego powodu. Jestem twarda, nie poddaje
się i po mimo tego, że podchodzę do życia bardzo realistycznie, to staram się zakładać
wariant optymistyczny. Tu też tak było. Ja w ogóle nie brałam pod uwagę, że coś
może pójść nie tak. Udało się, choć operacja była bardzo skomplikowana i
wszystko wyglądało paskudnie. Potem był jeszcze miesiąc czekania na wyniki
histpat. Wymyśliłam sobie wtedy, że jak wszystko będzie ok to zapuszczę włosy i
je zetnę dla fundacji.
Zawsze w maju uświadamiam sobie, że tak naprawdę jest
fantastycznie, bo mogło być zdecydowanie gorzej. I jak mawiała Magda – łeb do
słońca.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz