piątek, 12 maja 2017

Łeb do słońca

Jednym z moich ulubionych miejsc w Gdyni jest wejście do portu obok dworca morskiego. Pamiętam dokładnie jak trafiłam tam pierwsze raz i jakie wywarło na mnie wrażenie.  I właśnie tam, na przystanku autobusowym zobaczyłam plakat „zbieramy na cycki, włosy i dragi” z dwiema młodymi, łysymi kobietami. Szokujące, ale jakże trafne. Zaintrygowało mnie, znalazłam informacje o fundacji. Chyba pierwszy raz ktoś mówił o raku bez patosu i umartwienia. Kobiety chorują, walczą z różnym skutkiem. Ale są kobietami. Potrzebują w tym wszystkim normalności. Chcą czuć się kobieco. Potem było dokument i książka – Magda, miłość i rak. Całkiem nowe dla mnie spojrzenie.
Miałam doświadczenia z tą chorobą w rodzinie. Ale one były całkiem inne. Rozpacz, beznadzieja, tajemnica, pustka i straszna samotność. Jest to jedno z najgorszych wspomnień.
3 lata temu mój tarczycowy lekarz zbladł jak mnie zobaczył po dłuższej nieobecności. Zawsze pogodny, rozgadany starszy pan, stał się małomówny i śmiertelnie poważny. Byłam u niego w czwartek wieczorem, a już w piątek rano czekał na mnie ordynator w szpitalu, aby zrobić biopsję. To był koniec kwietnia. Od razu ustalili termin operacji na początek czerwca. Ten miesiąc pomiędzy był dziwny. Starałam się zachować jak najwięcej normalności i robić wszystko jak zawsze. Pamiętam z tego okresu bardzo dużo. Musiało być ciepło, bo pływaliśmy w jeziorze ze znajomymi. Poznałam wtedy Brzeźno i jedyne miejsce, z którego widać zachód słońca nad morzem. Nauczyłam się jeździć na rolkach. Nikt nic nie wiedział. Dopiero przed samym wyjazdem na operację powiedziałam kilku osobom, że mnie nie będzie i jakiego powodu. Jestem twarda, nie poddaje się i po mimo tego, że podchodzę do życia bardzo realistycznie, to staram się zakładać wariant optymistyczny. Tu też tak było. Ja w ogóle nie brałam pod uwagę, że coś może pójść nie tak. Udało się, choć operacja była bardzo skomplikowana i wszystko wyglądało paskudnie. Potem był jeszcze miesiąc czekania na wyniki histpat. Wymyśliłam sobie wtedy, że jak wszystko będzie ok to zapuszczę włosy i je zetnę dla fundacji.

Zawsze w maju uświadamiam sobie, że tak naprawdę jest fantastycznie, bo mogło być zdecydowanie gorzej. I jak mawiała Magda – łeb do słońca.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz