piątek, 3 września 2010

O tym jak przydługa wizyta w "domu rodzinnym" uwolniła potwory

Przyszedł czas urlopów i obowiązkowa wizyta z maluchem u dziadków. A że mieszkamy w oddaleniu sporym bo wychodzi ok 600km w jedną stronę to trzeba wpaść na dłużej. Potomek rozpieszczany odkrywa nowe mieszkania i okolice, a rodzice mają odrobinę wytchnienia i samodzielne wyjścia:) I wszystko byłoby dobrze gdyby nie wspomnienia tego o czym absolutnie należy zapomnieć i nigdy do tego nie wracać oraz żal do własnej sytuacji życiowej tych i owych bliskich. Wracałam z poczuciem winy i lekko przybita, bo mnie jest lepiej i egoistycznie nie chcę brać udziału w taplaniu się we wspomnieniach i gdybaniach na temat przeszłych decyzji i zdarzeń. Zamiast tego, chcę się cieszyć tym co mam i szukać raczej jasnych niż ciemnych stron sytuacji. Ale jakoś żyje to wszystko we mnie i powiem szczerze nie wiem co z tym zrobić...



W domu rodzinnym zostawiamy pole minowe po naszym dzieciństwie, nie wolno więcej do niego wchodzić

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz